Generał porucznik Armii Brytyjskiej, arystokrata pochodzący z bogatej rodziny szlacheckiej (o korzeniach irlandzkich i belgijskich),związany z Polską, członek Komisji Międzysojuszniczej dla Polski.
Uczestniczył w działaniach wojennych prowadzonych przez Brytyjczyków w 1898 roku w Somalii gdzie stracił lewe oko, oraz w Afryce Południowej, gdzie dostał postrzał w płuco.
Uczestniczył w walkach I wojny światowej nad Sommą (postrzał w głowę i kostkę),pod Passchendaele (postrzał w biodro),Cambrai (postrzał w nogę) i pod Ypres, gdzie stracił rękę.
W latach 1918–1924 członek brytyjskiej misji wojskowej w Polsce, w styczniu i lutym 1919 wchodził w skład misji aliantów do Galicji Wschodniej w czasie wojny polsko-ukraińskiej, uczestniczył w rozmowach z rządem Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. W 1919 został szefem wojskowej misji brytyjskiej w Warszawie.
Funkcję pełnił również w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Był łącznikiem między brytyjskim ministerstwem wojny a dowództwem polskim; uczestniczył w transporcie uzbrojenia i broni z Węgier do Polski przez nieprzychylną Polsce Czechosłowację. Bezskutecznie starał się przekonać wojskowych brytyjskich do udzielenia pomocy stronie polskiej.
Miał wysoką opinię nt. wartości bojowej Armii Czerwonej. Po zakończeniu wojny pozostał w Polsce, do 1924 na stanowisku szefa misji wojskowej, potem mieszkał w Polsce prywatnie w podarowanym mu przez Karola Radziwiłła majątku na Polesiu w Prostyniu nad Lwą. Był rezydentem brytyjskiego wywiadu w Polsce.
Latem 1939 został ponownie powołany do służby czynnej na stanowisko szefa misji wojskowej w Polsce. Po wybuchu wojny wyjechał do Rumunii, uniknął internowania opuszczając Rumunię z wykorzystaniem fałszywego paszportu. Uczestniczył w kolejnych kampaniach wojennych, m.in. w Norwegii. W czasie kampanii pustynnej trafił do niewoli włoskiej, skąd zbiegł; później był przedstawicielem Churchilla u generalissimusa Czang Kaj-szeka.
Każdy Polak, niezależnie od społecznej pozycji i wykształcenia, zdolny jest do wielkich poświęceń w imię idei - tą ideą zawsze była Polska, ...
Każdy Polak, niezależnie od społecznej pozycji i wykształcenia, zdolny jest do wielkich poświęceń w imię idei - tą ideą zawsze była Polska, nawet gdy istniała tylko w ich wyobraźni.
Mam tę książkę po angielsku. Kupiłem ją na Amazon, gdy jeszcze nie było polskiego tłumaczenia. Tytuł angielski tych wspomnień generała to "Happy Odyssey". W polskim tłumaczeniu zdecydowano się na tytuł, który bardziej podkreśla, że są to spisane wspomnienia konkretnego człowieka.
Ów rozdział o pobycie w Polsce międzywojennej przestudiowałem więc po angielsku. Dlaczego zainteresowała mnie ta książka, gdy jeszcze nie było polskiego wydania? Znalazłem odniesienia do niej w przypisach dzieła o najnowszej historii Polski Pobóg-Malinowskiego oraz w książce Normana Daviesa.
Adrian de Wiart był prawdziwym dzieckiem swojej epoki. Mówiąc o epoce, mam na myśli świat brytyjskiej arystokracji, wykwintnej, eleganckiej z piętnem czasów wiktoriańskich, ale z tęsknotą wypatrującej przygód. Nie da się powiedzieć o nim inaczej niż: wybraniec losu, ulubieniec bogów, farciarz. Można polubić w nim tę nutkę awanturniczości, zamiłowanie do bycia "biegunem", żwawość, energiczność, werwę, ale koniec końców jest taki, że ze swoją osobowością nie wychodzi poza ramy przedstawicielstwa anachronicznego świata, skazanego na "śmietnik historii". Świata ludzi, których głowy naszpikowane są stereotypami, uprzedzeniami, pustymi ideałami, poglądami o wyższości angielskiej nacji nad ludami podbitego Imperium. Świata, aspirującego do bycia wielkim, a będącego tak małym. De Wiart jest w tej dziedzinie wyjątkowym ignorantem. Kraje w których bywa są jedynie scenografią dla jego sawyer'owskiego życia, nie wzbudzają zainteresowania. Już na starcie, są tylko zlepkiem pustych wyobrażeń, po to, aby takimi przez cały pobyt pozostać. W "Mojej Odysei" dominują spotkania. Mało jest przeżyć, doświadczeń, wrażeń, przemyśleń. De Wiart spotyka się z X, siedzi w obozie z Y, dowodzi nim Z. "X jest w porządku". "Y to mruk". "Z - całkiem klawy". Dość nużące.
Czasem, jakiś "cymesik" otrząśnie ze skakania wzrokiem po wersetach, np. lekkomyślne wykopanie jajeczek żółwicy, zabranie do domu i obserwowanie bolesnego konania wyklutych gadów z braku ich odpowiedniego, naturalnego przygotowania do wkroczenia w realny świat. A już z drętwoty umysłowej wyrwała mnie szczególna wdzięczność de Wiarta względem polityków za "wszczynanie wojen, gdyż to dzięki nim ma przyjemne życie". Nie mogę go polubić, nie polubię. Jestem w stanie polecić tylko fragmenty dot. Polski, które mogłyby pokrótce wyjaśniać brytyjskie stanowisko względem słabego i roszczącego sobie pretensje kraju, mieniącego się pępkiem świata. Malutki elektrowstrząs dla patriotycznych megalomanów.